Ciekawe pytanie, prawda? W końcu uczelnie a w szczególności te ekonomiczne ukierunkowane na wychowywanie kadry zarządzającej powinny kształcić przyszłych kierowników, dyrektorów i członków zarządu. Ale czy na pewno potrafią to robić?
Uczestniczyłem ostatnio w ciekawej dyskusji z wykładowcą jednej z renomowanych uczelni ekonomicznych i chciałbym podzielić się z wami moimi spostrzeżeniami. Na wstępie chciałbym zacytować fragment, którym jedna z renomowanych uczelni chwali się na swoich stronach internetowych:
Misją … jest tworzenie i upowszechnianie wiedzy oraz kształcenie dla gospodarki i administracji, bazujące na najnowszych badaniach naukowych i stosowanych pracach badawczo-rozwojowych prowadzonych w oparciu o kapitał społeczny.
Uczelnie ekonomiczne z całą pewnością uczą podstaw ekonomii, statystyki oraz rachunkowości. Zakres wiedzy przyswojonej w tym zakresie jest wymagany dla przyszłych managerów. Co tu dużo mówić podstawy teoretyczne są konieczne w codziennej pracy, tym bardziej, że w zakresie ekonomii oraz rachunkowości nie następują zmiany tak dynamiczne jak w zakresie zarządzania „kapitałem ludzkim”. Natomiast to właśnie w ostatnim czasie (w szczególności w IT), to właśnie pracownicy są krytycznym ogniwem dobrego gospodarowania zasobami przedsiębiorstwa. W szczególności w organizacjach w których głównym kosztem są wynagrodzenia. Wygląda na to, że uczelnie nie są przygotowane do obecnego trendu panującego na „rynku pracy”.
Dlaczego szkoły i uczelnie nie umieją uczyć zarządzania?
Po pierwsze, uczelnie to molochy podobne do korporacji. Najczęściej są to instytucje państwowe, gdzie prywata góruje nad zdrowym rozsądkiem oraz intuicją. Dziekani i kierownicy zakładów wybierani są za pomocą nieznanego mi klucza, i z całą pewnością nie jest najważniejsze, aby taka osoba miała zmysł kierowniczy. Wystarczy zostać profesorem oraz mieć odpowiednie „plecy” i już. Nie ma znaczenia czy są inni kandydaci lepiej nadający się na stanowisko kierownicze, jakim bez wątpienia jest stanowisko dziekana czy kierownika zakładu.
Po drugie, brak współpracy między katedrami, spowodowane między-wydziałowymi animozjami czy personalnymi ambicjami, powodują brak możliwości wykonywania ciekawych i wartościowych projektów. A takie programy zwiększają prestiż i dochody instytucji jaką jest uniwersytet.
Po trzecie, wykładowcy nie wiedzą nic na temat nowoczesnego Zarządzania 3.0 (zarządzanie przez motywowanie). Jeżeli osoby przekazujące wiedzę na temat zarządzania, nie mają pojęcia o nowoczesnych praktykach oraz trendach (znanych już od wielu lat) to jak mogą nauczyć swoich słuchaczy dobrych norm postępowania? Jak w kontekście dzisiejszych czasów, można przekazywać wiedzę bazującą wyłącznie na zarządzaniu przy pomocy kija i marchewki? Przecież to są metody rodem z XIX wieku. Oczywiście to działa – ale wyłącznie na krótką metę.
Po czwarte, uczelnie które uczą zarządzania, same mają problemy personalne i ekonomiczne. Problemy personalne to właśnie relacje między pracownikami oraz katedrami. Antagonizmy biorą zwykle górę nad współpracą. Natomiast niejedna uczelnia wyższa sama ma problemy finansowe i stoi na skraju bankructwa.
Czy takie uczelnie mogą nauczyć swoich słuchaczy zarządzania? Zapewne są w stanie przekazać swoim słuchaczom informacje dotyczące instrumentów finansowych, podstawy ekonomii oraz rachunkowości, ale same nie są przygotowane do przekazywania wiedzy dotyczącej dobrych praktyk zarządzania w szybko zmieniającym się otoczeniu przedsiębiorstwa ponieważ same tego doświadczenia – o zgrozo – nie posiadają. Aby być dobrą osobą zarządzającą należy mieć „to coś”, czyli odpowiednie predyspozycje oraz chęć poszerzania wiedzy o nowoczesne metody zarządzania.
Wiele uczelni nie wie o ich istnieniu takich metod lub marginalizuje je, skupiając się na teoriach i dotychczasowym podejściu wszechobecnym w wielu organizacjach. Może istnieją uczelnie które edukują swoich słuchaczy w zakresie nowoczesnych praktyk zarządzania, ale gdzie ich szukać? Istnieje wiele prywatnych firmy prowadzących takie szkolenia, ale czy nasze uczelnie wyższe nie powinny również do nich należeć?
Moje podejście do zarządzania zmieniło się dopiero po przeczytaniu książki Daniela Pinka „Drive”. Już w połowie książki nasze spojrzenie na zarządzanie wywraca się do góry nogami. Gorąco polecam tę pozycję jak również poniższe artykuły.